Magazyn

WERANDA

Artykuł w Magazynie

WERANDA


To była poważna decyzja. Monika postanowiła wrócić w rodzinne strony i zostawić Sardynię, gdzie mieszkała od lat. Kupiła gospodarstwo w Hucie Wielkiej, która jakby na przekór nazwie jest malutką wioską na Mazurach. Na początku myślała, żeby zająć się agroturystyką. Jednak wieść o oryginalnych meblach, którymi urządziła dom, rozniosła się po okolicy.

Na Sardynii kilkanaście lat wcześniej poznała, jak mówi, najlepszego na świecie stolarza, od niego „uczyła się drewna" i tego, jak je odnawiać niezbyt popularną w Polsce metodą piaskowania. „Samotna kobieta? Mowy nie ma, nie da sobie rady" - sąsiedzi kręcili głowami, kiedy składała wniosek o dofinansowanie z unijnego projektu „innowacyjny pomysł". Pieniądze na piaskowanie dostała i biznes ruszył. Teraz myśli już o kolejnym - galerii wnętrz w Ostródzie i stworzeniu Ekofarmy, gdzie hodować będzie... simentalskie bydło.

Ale na razie to drewno zawróciło jej w głowie. Wystarczy, że spojrzy i już w starym rupieciu widzi dostojny zielony kredens z ornamentem na bocznych ściankach. A w fotelu bez nogi - królewskie siedzisko w błękitach. W tym domu meble dostają nie tylko nowe życie i kolor, ale też imiona. Szafa przywieziona z opuszczonego szpitala została Aptekarzem, a kredens, którego właścicielem był przedwojenny adwokat - Prawnikiem. Czasem starocie przywiozą klienci, ale większość skarbów wynajduje w okolicznych domach i stodołach.

Jest też mistrzynią internetowych licytacji. W jej domu nic nie ma stałego miejsca. Kiedy pojawia się nowy mebel, inny ląduje na werandzie, gdzie urządziła niewielką galerię. Ale są przed¬mioty, których Monika nie wypuści z rąk, jak chociażby witryna z jesionowego drewna na porcelanowe skarby Z lekko zaokrąglonym zwieńczeniem i dwiema szufladami, piaskowana i bielona.

Pasją mamy zaraziły się też dzieci. Same decydowały o tym, co ma stanąć w ich pokojach. Il-letnia Maria Chiara zażyczyła sobie niebieskiej jak niezapominajka szafy, która kiedyś była składzikiem na narzędzia w pewnym garażu. 10-letni Vincenzo z kolei upodobał sobie niechciany fotel. Pomagał nawet przy renowacji, a teraz szuka idealnej tkaniny. Dzieciaki towarzyszą też mamie w kuchni, bo w tym domu sporo się gotuje. Jeśli warzywa, to tylko ze swojego ogrodu, jeśli owoce, to te z drzewek rosnących w ich ogrodzie.

- Odkąd zamieszkaliśmy na Mazurach, dzieci nie wyobrażają sobie rosołu innego jak z własnej kury, na wszelkie „gotowce" kręcą nosem: nie tak pachną, nie tak smakują - tłumaczy. - Ulubione danie? Swojska kaczka z jabłkami. Idealnie pasują do niej konfitury z żurawiny, którą Monika sama zbiera na bagnach.